ASF w Czechach – kto jest temu winien?

foto (11)

Czeska policja prowadzi śledztwo w sprawie wystąpienia wirusa ASF. Część mediów winą za przeniesienie choroby obarcza Polskę. Jak jest faktycznie? Postanowiliśmy przyjrzeć się sprawie.

Informacja o przypadku ASF-u w Czechach stała się dla krajów Europy Zachodniej dużo większym zmartwieniem niż wszystkie razem wzięte ogniska epidemii w Polsce, Łotwie, Litwie czy Ukrainie. Okazuje się, że ryzyko przeniesienia choroby do takich krajów jak Niemcy, Dania czy Belgia nigdy nie było tak duże jak obecnie. Pytanie, które teraz zadawane jest w wielu krajach brzmi: Jak doszło do wystąpienia choroby w Czechach? Przecież Ukrainę, w której szaleje epidemia od kraju oddziela Słowacja, z kolei ostatnie ognisko ASF-u w Polsce wystąpiło 700 km. od czeskiego Żlina.

Dla wszystkich, którzy słyszeli o niechęci mediów i służb weterynaryjnych do polskich produktów spożywczych dalszy rozwój wypadków nie powinien być zaskoczeniem. Po kilku dniach w czeskiej prasie pojawiło się wiele artykułów o polskim mięsie i przetworach, które zalewają Czechy. Wedle przewidywań redaktorów, niepotwierdzonych żadnymi faktami, do przeniesienia choroby doszło prawdopodobnie z Polski…

Szkoda, że żaden z czeskich dziennikarzy nie zadał sobie trudu by sprawdzić jak wygląda bioasekuracja na przejściach granicznych. Według informacji jakie Stowarzyszenie Rzeźników i Wędliniarzy RP uzyskało
z Ambasady Polski w Bratysławie wiemy, że na przejściu granicznym ukraińsko – słowackim nie stosuje się mat dezynfekcyjnych. Mało tego, przekraczając granicę w Vyšne nemecke,  bez problemów można wwieźć na teren Unii Europejskiej przetwory nie tylko z mięsa wieprzowego, ale i również ze szczególnie popularnej u naszych wschodnich sąsiadów dziczyzny.  Co ciekawe sytuacja nie zmieniła się również po potwierdzeniu choroby ASF
u dwóch padłych dzików. Dla przykładu, zupełnie inaczej jest na granicy polsko – ukraińskiej. – Od dłuższego czasu obowiązuje bezwzględny zakaz przewożenia przetworów, mięsa i wędlin. Większość Ukraińców samemu przygotowuje swoje wyroby, dokonuje gospodarskiego uboju, a mięso nie jest badane. Co ciekawe bezwzględny zakaz wprowadził minister Mariusz Błaszczak. – A jak wyglądała sytuacja przed ministrem Błaszczakiem?
– Postanowiliśmy dopytać wysokiego rangą inspektora Głównego Inspektoratu Weterynarii, który prosił
o zachowanie anonimowości – Wszystko wyglądało mało profesjonalnie. Funkcjonariusz straży granicznej po prostu informował, że jeśli ktoś ma jakieś przetwory mięsne to „może” je wyrzucić do kosza. Nikt kompletnie nie sprawdzał tego, czy osoba przekraczająca granicę dostosowała się do tego nakazu. 

Jak ważna jest szczelność granic przekonujemy się nieustannie. W zeszłym roku Mołdawia wprowadziła bezwzględny zakaz wwozu mięsa i przetworów wieprzowych. Było to następstwem przeniesienia choroby ASF
z Ukrainy. Jak wykazało przeprowadzone śledztwo, mieszkaniec przygranicznej Donduseni zaopatrywał
się w mięso z pobliskiego Mohylewa Podolskiego na Ukrainie. Resztkami posiłków żywił świnie, od których został zapoczątkowany ASF w Mołdawii. Podobne, wydawać by się mogło niegroźne zdarzenie miało też miejsce kilkadziesiąt lat temu (w 1985 r.) w Belgii. Obywatel tego kraju przebywał na wakacjach w Hiszpanii, na koniec swojego pobytu zajechał na stację benzynową, gdzie  kupił hot-doga z kiełbasą chorizo. Prosto z podróży wybrał się najpierw do znajomego belgijskiego farmera. Jako, że nie dojadł hot doga rzucił go świniom. Później okazało się, że hiszpańskie chorizo było zarażone ASF-em. W konsekwencji doszło do uśpienia i zutylizowania wszystkich świń z zachodniej części Flandrii, która uznawana jest za „świńskie zagłębie”. Jak będzie
w najbliższych miesiącach? Przekonamy się niebawem. Bezsprzecznie jednak „otwarte granice” są granicą nieodpowiedzialności i lekkomyślności naszych sąsiadów.

Tomasz Parzybut

zywnosc.com.pl
© Materiał chroniony prawem autorskim –  regulamin