Przybywa niebezpiecznych suplementów diety
Ponad 6 proc. suplementów diety skontrolowanych w ubiegłym roku przez Państwową Inspekcję Sanitarną zostało zdyskwalifikowanych ze względu na jakość zdrowotną – wynika z danych przekazanych przez Główny Inspektorat Sanitarny.
W Polsce działają 202 wytwórnie i 676 hurtowni suplementów diety. Państwowa Inspekcja Sanitarna przeprowadziła w nich w 2017 r. łącznie 1032 kontroli. W ich następstwie jej organy wydały 178 decyzji administracyjnych, z czego 47 skierowano do wytwórców suplementów diety, a 131 do hurtowni. Wydano też 38 decyzji zakazujących wprowadzania do obrotu różnych produktów kwalifikowanych do grupy suplementów diety.
W 2017 r. laboratoria Państwowej Inspekcji Sanitarnej w ramach badań środków spożywczych przeanalizowały 4280 próbek suplementów diety, w tym 470 produktów z importu spoza UE, 662 z krajów członkowskich UE i 3148 produkcji krajowej. Inspekcja zdyskwalifikowała z powodów jakości zdrowotnej 6,24 proc. próbek suplementów. Najwięcej procentowo zdyskwalifikowano próbek środków z importu (13,20 proc. spoza UE i 13,14 proc. z Unii).
W 2017 r. wycofano z obrotu m.in. produkt pod nazwą "Klin-Kler" pochodzący z Chin. Ołów, który się w nim znajdował, przekraczał ponad 142-krotnie, a rtęć 2,6-krotnie najwyższe dopuszczalne normy.
GIS poinformował, że w 2017 r. w ramach europejskiego System Wczesnego Ostrzegania o Niebezpiecznej Żywności i Paszach (RASFF) odnotował 267 powiadomień dotyczących suplementów diety. Tylko pięć (czyli 1,9 proc.) dotyczyło produktów z Polski. Najwięcej, bo aż 42 proc., dotyczyło suplementów z USA, 30 proc. z Wielkiej Brytanii i 10 proc. z Chin. 16 proc. stanowiły powiadomienia w sprawie suplementów o nieznanym lub nieustalonym pochodzeniu.
Wśród wszystkich zgłoszeń do RASFF 21 proc. dotyczyło produktów stwarzających poważne zagrożenie dla zdrowia. Były to np. suplementy zawierające niedozwolony w żywności sildenafil (obecny w lekach na potencję), sibutraminę – substancję niedozwoloną w żywności, stosowaną w lekach hamujących łaknienie.
Jan Bondar, rzecznik GIS ocenił, że na polski rynek trafia coraz więcej niebezpiecznych suplementów. Każdego dnia dystrybutorzy zgłaszają do GIS około 20 nowych suplementów diety. Działa też ogromny rynek internetowy.
Bondar wyjaśnił, że aby wprowadzić na rynek nowy suplement diety, wystarczy wysłać do GIS powiadomienie. "Jeżeli ktoś nie spełnia nawet tak łatwych do realizacji zobowiązań, to z dużą dozą prawdopodobieństwa można powiedzieć, że jego produkty są niebezpieczne" – stwierdził rzecznik.
Wskazał, że nie należy kupować suplementów przede wszystkim w sklepach internetowych, które są "zarejestrowane na jakichś wyspach, nie mają adresów, które można zweryfikować".
Podkreślił, że pacjenci, a przede wszystkim osoby cierpiące na choroby przewlekłe, kategorycznie powinni przed spożyciem suplementów skontaktować się z lekarzem. "Niektóre środki spożywcze, w tym suplementy, mogą wpływać na działanie leków – osłabiać lub zwiększać ich działanie" – powiedział Bondar.
Źródło: PAP